Oczywiście wiem, że sprawa zniesienia obowiązku wizowego dla obywateli konkretnych państw nie jest w kompetencji Prezydenta USA, ale jakieś możliwości nagłaśniania i lobbingu On ma. Wiem również, że Donald Trump nie jest ani autorytetem, ani ulubieńcem amerykańskiego establishmentu nawet Partii Republikańskiej, której kandydatem na najważniejsze stanowisko skutecznie startował był.
Ale jako odpowiedzialny za politykę światową ma obowiązek dbać o jak najlepsze stosunki z sojusznikami USA, których zbyt wiele światowy hegemon nie ma. Obowiązek wizowy dla obywateli najwierniejszego sojusznika USA w Europie, i w EU (po Brexit), przy tym kluczowego państwa w funkcji powstrzymywania agresywnych prób rozszerzenia wpływów Rosji na zachód jest wielką zadrą w Polsce.
Kochamy Stany Zjednoczone Ameryki Północnej miłością bezwarunkową i bezmyślną, to jest nasza właściwość narodowa, tak jak wewnętrzna kłótliwość i zamiłowanie do żurku, bigosu i czystej łokowity.
Podobnym uczuciem darzyliśmy wcześniej wielką siostrę Francję (co odbijało się nam gorzką czkawką w latach 1794, 1807-13, 1830-1, 1863-4 i ostatni raz we wrześniu 1939, szczególnie po konferencji w Abbeville 12.9, kiedy bitwa pod Bzurą, a więc los Wojny Obronnej Polski (inaczej Polenfeldzug) nie był jeszcze przesądzony.
Po Francji polskie uczucia, niejako z konieczności, przerzuciły się na Wielką Brytanię wielkiego Winstona Churchilla, ale po świadectwie jego ograniczonych możliwości podczas Powstania Warszawskiego'44 i zdrady na konferencjach w Teheranie i Jałcie wyczerpały się one. Potem wierzono naiwnie: "Jeszcze jedna atomowa i wrócimy wnet do Lwowa" i ta niespełniona nadzieja przez lata Zimnej Wojny wykiełkowana za prezydencji Cartera (którego doradcą został nasz rodak Zbigniew Brzeziński) i Ronalda Reagana w kolejne wielkie uczucie, dodatkowo umocnione pogrążeniem Sowietów i realną pomocą USA dla sprawy polskiej w latach 80- i 90-tych.
Miłość jest stanem objawami podobny do choroby psychicznej, jednak wszyscy o niej marzymy i nie chcielibyśmy, aby skończyła się
Podobnie jest z geopolitycznymi uczuciami narodów do innych.
Zagrożenia dla wygaszania polskich sympatii dla amerykańskiego supermocarstwa raczej nie widzę, przynajmniej w najbliższych 20-30 latach, a wielokrotne agresje Rosji na swoich sąsiadów (Gruzja, Estonia, Mołdawia, w końcu Ukraina) przy dość umiarkowanej reakcji EUropy (czyli Niemiec i Francji) dodatkowo wzmacniają nasze uczucia nadzieją, że tylko USA są w stanie stanowczo przeciwstawić się i pomóc zagrożonym sąsiadom Moskwy.
Jednak taki gest jak zniesienie wiz (nie mają takiej restrykcji obywatele Łotwy, Estonii, Litwy, Czech, Słowacji i innych postkomunistycznych państwa) na pewno wzmocniłby pozytywny stosunek Polaków do USA.
Wybór placu Krasińskich w Warszawie dla przemówienia PotUSa Trumpa do Polaków oceniam jako doskonały z pkt. widzenia polskiej tradycji historycznej i patriotycznej. Górujący nad nim wspaniały pomnik Powstania Warszawskiego i sam plac jest symbolem polskiego umiłowania wolności nade wszystko i polskiej zaciętości walki do samego końca, do przysłowiowej ostatniej kropli krwi. Z tego placu do ostatnich minut obrony Starówki podczas Powstania Warszawskiego odchodziły kanałami ściekowymi oddziały Powstańców, aby w innych dzielnicach stolicy kontynuować walkę. Walkę, w której zachodni sojusznicy (w tym USA) po raz kolejny opuściły nas, a wschodni pseudo-sojusznik (a raczej wróg naszego wroga) porozumiał się ze swoim wrogiem KOLEJNY RAZ tylko po to, aby zniszczyć nas i nasze pragnienie wolności. Z tego placu kanałem ściekowym został przetransportowany śmiertelnie ranny dowódca harcerskiego batalionu "Parasol" Ziutek Szczepański, który zanim umarł ze starówkowych ran w Śródmieściu 10 września napisał proroczo-złowieszczo:
"Czekamy na ciebie, czerwona zarazo...
Komentarze