Pamiętam z lektury "Pięciu kat kacetu" Stanisława Grzesiuka, najlepszych wspomnień codzienności niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych (tych leżących w samym sercu Niemiec i Austrii) scenę, a właściwie cały obrzęd rodzinnej kremacji ciał zamęczonych głodem i morderczą pracą, lub zwyczajnym morderstwem (w tym utopieniem w wiadrze, lub pobiciem) więźniów.
Otóż rodzina nieboszczyka miała możliwość przybycia do konclagru, aby pożegnać się ze swoim bliskim, a potem być przy spopieleniu jego ciała, a skremowany proch zabrać ze sobą do domu. Wprawdzie nikt nie przechowywał żadnego konkretnego ciała danego zmarłego, a kiedy rodzina zjawiła się przed bramą obozową, to w prosektorium szybko organizowano jakieś zwłoki (a tych w obozie nigdy nie brakło), umieszczano je za grubą, mało co przepuszczającą szybą i dawano jakiś czas na zdrowaśki i inne rytuały. Potem na oczach rodziny wsadzano ciało do kremacji, a po niej oddawano jakąś ilość popiołu rodzinie. Był to oryginalny popiół z ludzkich zwłok, ale nigdy od konkretnego okazywanego ciała, po prostu nabierano szufelką "na oko" i wsypywano do woreczka.
Do "obsługi" takich gości był przeznaczony specjalny esesman mówiący po polsku, który każdej rodzinie z dobrze udawanym smutkiem mówił, że zmarły był lubiany w obozie przez więźniów i nadzorców, bo solidnie pracował. Aha, przyczyną zgonu był zawsze zawał serca, albo inne "pokojowe" choroby, a nigdy rzeczywiste pobicie, niedożywienie, lub wycieńczenie.
Tradycja sowiecka, teraz rosyjska putinowska czyli nawiązująca usilnie do postsowieckiej różni się od nazistowskiej tym, że tak jak Niemcy traktowali "podludzi", to Rosjanie / Sowieci traktują wszystkich ze swoimi włącznie, a nawet przede wszystkim swoich.
Stąd również olbrzymia większość z 22 do 42 milionów sowieckich ofiar II wojny światowej (nazywanej tam Wielką Ojczyźnianą i liczoną od 22 czerwca 1941, czyli o 2 lata mniej niż na świecie) - taka rozpiętość wynika z różnych ich wyliczeń - NIE MA SWOJEGO GROBU, NAWET SYMBOLICZNEGO, ANI NAWET NIE WIADOMO GDZIE UMARŁA / POLEGŁA / GDZIE ZOSTAŁA POCHOWANA.
Stąd obce mi jest zdziwienie, że w trumnie śp. Anny Walentynowicz leżał kto inny, a obok szczątków generała Kwiatkowskiego znajdują się fragmenty 8 (słownie: osiem) innych ciał.
Zdziwiony byłem wtedy, gdy ktoś przytomny, dorosły, obdarzony nie tylko rozumem, ale i jakimiś doradcami, mógł przyjąć, że Rosjanie pod władzą Putina mogą zrobić cokolwiek starannie, a w szczególności tę bardzo im "powiewającą" procedurę.
Zwłaszcza, że porozumienia Tuskowe (czym go tak zastraszyli?) zawierały niepojętą klauzulę o zakazie otwierania trumien w Polsce - śmierdziało to na odległość.
Deklaracja poświadczenia publicznego tych wielu przypadków pogardy i brakoróbstwa powinna skutkować nie tylko odpowiedzialnością polityczną, ale i konstytucyjną i zwykłą karną - jak publiczne poświadczenie nieprawdy przez funkcjonariusza państwowego.