Zdumiony byłem, zażenowany trochę i po prostu wstyd mi było, gdy anty-PiS-owski przyjaciel poinformował mnie z nieukrywaną satysfakcją, że główny bohater niesławnej eskapady lotniczej do Madrytu (a raczej oszustwa wszystkich nas podatników) został z rekomendacji partii-koalicji rządzącej wiceprezesem Związku Piłki Ręcznej w Polsce.
Nawet nie chciało mi się sprawdzać tej informacji, pozostawiając sobie nadzieję, że a nuż coś mu się pomyliło w odsłuchiwaniu "Szkiełka" czy podobnie obiektywnego źródła.
Niestety w ub. tygodniu i Mazurek&Zalewski w rubryce Koalicja&Opozycja potwierdzili tę nominację, wyśmiewając się naturalnie z Adasia Madrilenio.
Nie wiem jakie związki ma Adam Hofman z piłką ręczną, oprócz tego, że na ryneczku w Madrycie podczas słynnej wyprawy na rękach chodzić próbował, widocznie kończyny dolne nie wystarczały mu do przemieszczania się po ciężkim hiszpańskim posiłku - kasę na niego miał, bo właśnie wyłudził na dietę przejazdową (a poleciał kilkakrotnie taniej).
A w Brazylii posiłki i trunki znacznie cięższe od tych hiszpańskich.
Niestety w Rio to był tylko mały finał olimpijski, na którym wiceprezes pewnie stawił się - przecież chyba nie po to pracuje w Związku ponoć społecznie, żeby taką gratisową okazję do odwiedzenia Brazylii stracić?
Odnotujmy, że Polacy ze swym bardzo orientalnym trenerem przegrali oba finały - półfinał z Dunami (ponoć właśnie przez trenara) i mały finał z Niemcami.
Cóż, miała być "Dobra zmiana", a na przykładzie wiceprezesa ZPRP mamy zamianę korupcjoniera na spranego drobnym oszustwem politykierka - widać każda polska partia jest skazana na swojego Misia Kamińskiego, co jako wyborca głosujący na koalicję obecnie rządzącą, smutnie konstatuję.