Witek Witek
1479
BLOG

Nie pozbawicie nas dumy z Powstania! "By Polska umiała znów żyć"

Witek Witek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 51

Więc naprzód, niech broń rozdziera,  
niech kula szyje jak nić,  
trzeba nam teraz umierać,
by Polska umiała znów żyć.
(K.K. Baczyński - poległ 4 sierpnia 1944 na Starówce)

      "Powstanie warszawskie bije wszystkie rekordy wytrzymałości. Przez wiele setek lat, dopóki istnieć będzie naród polski, każdy Polak będzie przyznawał, że powstanie warszawskie było samobójczym szałem, i będzie miał do niego synowską tkliwość i miłość. Będzie z niego dumny..." (Cat-Mackiewicz)

   Tradycyjnie przed rocznicą 1-sierpnia wzbija się fala pisaniny protestującej przeciw „zbiorczemu obłędowi kultu Powstania Warszawskiego’44”, jak też przeciwstawnej, żarliwie broniącej decyzji KG AK gen. Bora-Komorowskiego o wybuchu walki 1-go sierpnia o godz.5-tej po południu.
    Ci ostatni argumentują m.in. „gdyby nie rozkaz „W”, to młodzi AKowcy sami ruszyli by na Niemców”, obrażając tym samym nadwyraz zdyscyplinowanych żołnierzy podziemnego Wojska Polskiego, obniżając ich rzeczywistą Wartość. Zdaniem moim i każdego, kto choć trochę interesował się polską konspiracją 1939-45-54 to niedopuszczalna potwarz!

     Krytykanci Historii decydują się nawet na powtarzanie sowieckich, personalnie Stalina kłamstw o „niemożności wyczerpanej, zmęczonej Armii Czerwonej przyjść z pomocą Warszawie”. Argumentują, że sterane wojska sowieckie ruszyły spod odległego o 800 km od Warszawy Smoleńska. Równie dobrze mogli by tłumaczyć marsz Armii Czerwonej od Leningradu i Stalingradu. A proste spojrzenie na mapę ofensywy 1.Frontu Białoruskiego, którego armie pod koniec lipca’44 podeszły pod Warszawę, pokazuje, że ruszyły one spod odległego o 270 km Kowla.
    Również porażka 2.pancernej armii gen. Radziejewskiego pod Okuniewem to fałszywe usprawiedliwienie. Była ona lokalnym, krótko odczuwalnym niepowodzeniem, po którym śladów nie było już w połowie sierpnia’44. Zresztą nawet po tej „klęsce” ta armia miała 334 sprawne czołgi (w tym 64 amerykańskich M4 i MK-9 +26 potężnych sowieckich IS-2), a wszystkie niemieckie Panzerdivision wokół Warszawy posiadały razem 222 czołgi (3.PzD "Totenkopf" = 56 szt., FPzD "Hermann Göring" = 51, 19.PzDKällner = 28, 5.PzD "Wiking" =45, 4.PzD =40 czołgów). Z tym, że pod Warszawą od połowy sierpnia znajdowało się kilka armii sowieckich, a każda miała brygadę pancerną (nawet 1.armia WP, której nazwę i historię, dzięki popularnemu serialowi, wszyscy znamy).

    
Najdobitniejszym dowodem prawdziwych intencji Sowietów wobec Powstania jest to, że od początku sierpnia’44 zajmowali oni prawy brzeg Wisły pod Warszawą, w linii prostej 11-12 km od czynnego niemieckiego lotniska Okęcie, skąd ciągle, codziennie startowały niemieckie samoloty bombardujące Warszawę. Od 1 sierpnia do połowy września 1944 nie padł z sowieckich pozycji ani jeden strzał w kierunku będącego w zasięgu ognia każdej sowieckiej armaty lotniska.

    Zadziwiającym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie nad Warszawę nie nadleciał ani jeden sowiecki samolot z czerwony gwiazdami na skrzydłach. Mimo, że do 1.08.44 bombardowały one niemal codziennie niemieckie cele w stolicy. Skreśliłem określenie „sowiecki”, ponieważ wielka część samolotów używanych w tym czasie przez Siły Powietrzne Armii Czerwonej była produkcji … zachodniej – amerykańskiej i angielskiej. Razem podczas wojny dostarczono ich ponad 22 tysiące, z tego 13981 myśliwców, 3652 bombowców, 19 korekcyjnych Curtiss-052, 707 transportowych Douglas C-47 Dakota,Bell Р-39 Aircobra - 4952 szt, Bell Р-63 Kingcobra 2421 szt. Połowa paliwa lotniczego zużytego przez sowiecką awiację była dostarczona przez USA. Wszystkie te siły, przekazane za darmo Stalinowi dla walki z Hitlerem, były w okresie Powstania wyłączone z walki (na terenie Warszawy).

   Znakomity rosyjski historyk Władimir Bieszanow napisał:
„Nieoczekiwany przestój jeszcze niedawno rwących się ku Wiśle armii Rokossowskiego była wyjaśniana czysto wojskowymi przyczynami: oporem npla, wielkimi stratami, rozciągniętymi liniami komunikacji, brakiem amunicji, zmęczeniem wojsk. Wszystko to prawda. Jednakże przypomnijmy, że na 3 dni do wybuchu Powstania sowiecki Sztab Generalny planował głęboką operację na polskim terytorium z wyjściem na linię Toruń, Łódź, Częstochowa, Kraków – 150 km na zachód od Warszawy. Marszałkowi Żukowowi było zlecone bezpośrednie kierowanie 3 frontami naraz, zgodne dyspozycje otrzymali marszałkowie Rokossowski, Zacharow i Koniew. Ani jeden z marszałków nie protestował i na „zmęczenie wojsk” nie narzekał. A 1.Front Białoruski stał w miejscu do września.”


    Duma z Powstania Warszawskiego 1944(pisanego tylko z wielkiej litery)  jest nieodłącznym składnikiem polskości  - można krytykować różne wydarzenia z dziejów Polski: i jej chrzest w 966 roku, „który rzucił nas w rzymską zależność na 1000 lat”, i bitwę pod Cedynią 972, i obronę Głogowa 1109 (myląc oba triumfy jak pewien aktor polski). Można czepiać się unii z Litwą w Krewie 1385 i niewykorzystaną w pełni Viktorię Grunwaldzką. Tak samo Obronę Częstochowy 1655 i odsiecz Wiednia 1683. Insurekcję Kościuszkowską 1794 i Rewolucję listopadową 1830-31. Walkę z rusyfikacją i germanizacją (jej zawdzięczamy „Rotę Nie rzucim ziemi.. i „Syzyfowe prace”). Odzyskanie niepodległości 1918 i wojna o niepodległość 1919-20.
Ale czy któreś z tych wydarzeń możliwe jest usunąć ze świadomości narodowej?
- Tym bardziej nie uda się to z pamięcią i szacunkiem dla Powstania Warszawskiego’44.

Prezydent Niemiec Joachim Gauck powiedzał kilka dni temu w Berlinie m.in.:
    "Pozwalam sobie rozpocząć przypomnieniem osobistego przeżycia, które mi w szczególny sposób przybliżyło Powstanie Warszawskie: w roku 2004, krótko po jego otwarciu, odwiedziłem Muzeum Powstania Warszawskiego w czerwonym budynku z cegły w dawnej Elektrowni Tramwajów Miejskich w Warszawie. Oczekiwałem cichego miejsca pamięci z tablicami na temat zbrodni Niemców, poległych powstańców i zamordowanych cywili. Tym bardziej byłem zdumiony, gdy przeżyłem wystawę multimedialną, w której otaczały mnie głośne dźwięki: głosy świadków historii, świszczenie kul, detonacje bomb. I wszędzie słychać było bicie serca - dudniące i głośne - niemalże jak grzmot. Jak gdyby podłączono stetoskop lekarski do gigantycznego głośnika, aby obwieszczać całemu światu:
to miasto żyje!
       Dopiero wówczas zrozumiałem, że dla wielu Polaków przezwyciężenie niemocy liczyło się bardziej niż klęska militarna. I w ten sposób napotykałem na stały element, stanowiący niemalże normę w sposobie myślenia Polaków: że cnotą jest walka i zmaganie się w sytuacji »być albo nie być« nawet wówczas, gdy szanse powodzenia są w najwyższym stopniu niepewne. Jednym ze szczególnych darów Polski dla sąsiadów w Europie jest przesłanie licznych pokoleń, że wolność jest tak cenna, tak niezbędna do życia, że ludzie nie tylko o niej marzą, lecz walczą o nią i jej bronią, nawet za cenę swojego życia. (...)
    Drugi powód, dla którego postrzegam tę wystawę jako szczególnie ważną, to specyficznie polska perspektywa, którą wniosło Muzeum Powstania. Pomaga nam zrozumieć, jaką szczególną rolę odgrywa Powstanie Warszawskie w historii Polski
 
     Pomaga nam zrozumieć, dlaczego dla wielu Polaków kwestie wolności i niepodległości po dzień dzisiejszy stanowią tak istotną wartość. Powstanie wpisuje się w szereg zbrojnych zrywów w historii Polski, zakończonych klęską. Dla wielu Polaków te porażki nie były w żadnej mierze źródłem defetyzmu i zniechęcenia. Większość myślała w 1944 roku raczej tak, jak młody poeta Krzysztof Kamil Baczyński: “Trzeba nam teraz umierać, by Polska umiała znów żyć.”
                 Pocałunek
Dniem czy nocą idziemy wytrwali,
w bitwach ogień hartuje nam pierś,
myśmy dawno już drogę wybrali,
jeśli nawet powiedzie - przez śmierć.

Więc naprzód, niech broń rozdziera,  
niech kula szyje jak nić,  
trzeba nam teraz umierać,
by Polska umiała znów żyć.

Bo czy las nam zahuczy jak morze,
czy w bruk miasta uderza nasz krok,
W nasłuch sercach trzepocze sie orzeł,
każdy pancerz przepali nasz wzrok. 
K.K.Baczyński - maj 1944 r.

4 sierpnia 1944 r. od kuli niemieckiego snajpera zginął broniąc powstańczej placówki największy poeta pokolenia Kolumbów - Krzysztof Kamil Baczyński. Był żołnierzem słynnego w Powstaniu baonu "Zośka". W któym przewidziano dlań, z uwagi na jego Talent, funkcję pisarza oddziału. Nie zgodził się, bo chciał walczyć z bronią w ręku. Przeniósł się do bliźniaczego baonu "Parasol" - byle walczyć na 1-ej linii. Przed Godziną W nie dotarł do oddziału, ale walczył tam gdzie rzuciły go Los - samorzutnie przystąpił do obrony Pałacu Blanka na Starówce i tam znalazła Go śmierć.




Zginął poeta-żołnierz,  lecz nie na darmo - przetrwały jego słowa. Stały się przesłaniem i drogowskazem dla kolejnych pokoleń:

Byłeś jak wielkie, stare drzewo,
narodzie mój jak dąb zuchwały,
wezbrany ogniem soków źrałych
jak drzewo wiary, mocy, gniewu.

I jęli ciebie cieśle orać
i ryć cię rylcem u korzeni,
żeby twój głos, twój kształt odmienić,
żeby cię zmienić w sen upiora.

Jęli ci liście drzeć i ścinać,
byś nagi stał i głowę zginał.

Jęli ci oczy z ognia łupić,
byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy.
Jęli ci ciało w popiół kruszyć,
by wydrzeć Boga z żywej duszy.

I otoś stanął sam, odarty,
jak martwa chmura za kratami,
na pół cierpiący, a pół martwy,
poryty ogniem, batem, łzami.

W wielości swojej - rozegnany,
w miłości swojej - jak pień twardy,
haki pazurów wbiłeś w rany
swej ziemi. I śnisz sen pogardy.

Lecz kręci się niebiosów zegar i czas o tarczę mieczem bije, i wstrząśniesz się z poblaskiem nieba, posłuchasz serca: serce żyje. 
I zmartwychwstaniesz jak Bóg z grobu z huraganowym tchem u skroni, ramiona ziemi się przed tobą otworzą.   Ludu mój, Do broni! K.K.Baczyński - kwiecień 1943 r.
... dalej Prezydent Gauck przyznał, choć delikatnie: "Szczególnie przerażające rozmiary osiągnął terror i przemoc w czasie Powstania powstańców oraz cywili bombardowano z powietrza i strzelano do nich z czołgów i miotaczy min. Zmasakrowano również postronnych mężczyzn, kobiety i dzieci."

   "Esesmani rozstrzelali wszystkich rannych. Rozwalali im głowy kolbami. Niemieccy ranni krzyczeli i płakali. Potem dirlewangerowcy rzucili się na siostry, zdzierali z nich ubrania. Nas wypędzili na wartę. Słychać było krzyki kobiet. Wieczorem na Adolf Hitler Platz był wrzask jak na walkach bokserskich. Wdrapaliśmy się z kolegą po gruzach, żeby zobaczyć, co się dzieje. Żołnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od Kamińskiego, chłopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawoływania. Dirlewanger stał ze swoimi ludźmi i się śmiał. Przez plac pędzili pielęgniarki z tego lazaretu, nagie, z rękami na głowie. Po nogach ciekła im krew. Za nimi ciągnęli lekarza z pętlą na szyi. Miał na sobie kawałek szmaty, czerwonej, może od krwi, i kolczastą koronę na głowie. Szli pod szubienicę, na której kołysało się już kilka ciał. Kiedy wieszali jedną z sióstr, Dirlewanger odkopnął jej cegły spod nóg. Z innymi postąpili jeszcze okrutniej - powiesili je na stopy i strzelali w brzuch - dlugo sie meczyly. Jakis zolnierz Wehrmchtu dobil je strzelem w glowe - z litosci, aby nie cierpialy więcej. Nie mogłem na to patrzeć. Pobiegliśmy z kolegą do kwatery, ale na ulicach kozacy Kamińskiego pędzili cywilów. Mówiliśmy na nich Hiwis - od Hilfswillige (ochotnicy, chętni do pomocy). Obok upadła Polka w ciąży. Jeden z Hiwis zawrócił i zdzielił ją pejczem. Próbowała uciekać na czworaka. Stratowali ją końmi."
("Mój warszawski szał" - wspomnienia M.Schenka, niemieckiego sapera)

    "Wobec tej przeszłości, jak również wobec faktu, że ściganie zbrodni głównych odpowiedzialnych w młodej Republice Federalnej odbywało się opieszale lub w ogóle nie miało miejsca, graniczy to dla mnie z cudem, że Polacy i Niemcy są dzisiaj nie tylko sąsiadami, którzy żyją ze sobą w zgodzie, lecz są przyjaciółmi, którzy siebie lubią.
  
Polacy umieli przebaczyć, gdy Niemcy okazali skruchę. Polacy umieli pokonać nienawiść, gniew i nieufność, gdy Niemcy przyznali się do winy i wstydu. Dziś nasze narody są złączone w sojuszach politycznych i militarnych. Dziś chcemy wspólnie bronić pokoju i demokracji.
    Jest to dla mnie największe osiągnięcie -nasza Europa: europejska, łącząca Polskę i Niemcy topografia pokoju, wolności i godności człowieka.Europa, która jest tego warta, aby ją wypełniać życiem, tworzyć ciągle na nowo i aby jej bronić."

Całość tłumaczenia przemówienia na język polski: http://www.bundespraesident.de/SharedDocs/Downloads/DE/Reden/2014/07/140729-Rede-Ausstellung-Warschau-Polnisch.pdf?__blob=publicationFile
ja dowiedziałem się o nim i korzystałem z notki konrad24pl.salon24.pl/598472, Gauck-przeslanie-Polski-WOLNOŚĆ ZA CENĘ ŻYCIA

    „Tragedia 1944 r. to przede wszystkim wielka przestroga przez nieliczeniem się z wymogami sytuacji i polityczno militarnymi realiami. To najlepszy dowód, że w polityce liczą się głównie skutki, a nie intencje, chociaż by nawet najszlachetniejsze. Są chwile w życiu narodu, kiedy bić się trzeba, ale chodzi o to, aby ta walka była starannie zaplanowana i mająca chociaż pewne szanse powodzenia. Inaczej przeradza się w niepotrzebny upust krwi najlepszej w zbiorowe samobójstwo. 
    Z klęsk poniesionych w Powstaniu Styczniowym i Warszawskim Polacy wyciągnęli właściwe wnioski, że w walce o wolność możemy liczyć tylko na własne siły oraz że narodowej sprawie należy służyć nie tylko z bronią w ręku w takt porywającej „Warszawianki”, ale też zwykłą codzienną pracą, co naród ożywia i pokrzepia”.

Jak napisał Lestat, (którego namówiłem na powstańcze Lao Che), dziś to brzmi szczególnie,również na podstawie K.K.Baczyńskiego "Elegia o chłopcu polskim" - przepowiedział i sobie ten los:

Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.  Czy to była kula, synku, czy to serce pekło?
(20. III. 1944 r.)
Polecam artykuł o niemieckich ocenach tego największego antynazistowskiego wystąpienia "Najwiekszy hołd dla Powstania Warszawskiego. Od wroga" http://www.onlinetv.ru/video/1738/?autostart=1 Warszawa - Powązki 1. VIII. 2003 r.

Relacja z obchodów 59-tej rocznicy rozpoczęcia Powstania Warszawskiego!

Po apelu poległych Koleżanek i Kolegów odbywającym się na kwaterach powstńczych - żołnierzy batalionu "Zośka", mają miejsce o godzinie 17 główne uroczystości upamiętniające rozpoczęcie Powstania Warszawskiego.Około godziny 18, gdy już każdy odwiedził powstańcze kwatery przyszedł czas na wspomnienia. Niezastąpiony dh Stanisław Sieradzki tak opowiadał o powstańczej drodze swych Koleżanek i Kolegów, którym nie dane było wyjść z Warszawy po 63 dniach walki!
Rozpoczął od dowódcy GS:Musze wam powiedzieć, że nieraz nie umiem zrozumieć, że syn profesora politechniki warszawskiej - rektora politechniki, mający w Warszawie piękne mieszkanie przy ulicy Koszykowej 75, pojechał szukać śmierci do małej wioski Sieczychy - 12 km za Wyszkowem. Tam musiał jechać umierać?
 


Ale nie On jedyny, tutaj widzicie na cmentarzu grobów wszystkich niestety niema, ale zginęło naszych chłopców i dziewcząt: 453, w tym dziewcząt było: 52. I dzisiaj właśnie dla telewizji opowiadałem o śmierci dwóch dziewczyn, których jedynym świadkiem śmierci byłem Ja.

W jakich okolicznościach...

Kiedy walczyliśmy na Woli przy ulicy Spokojnej przez 4 dni broniliśmy szkoły przed uderzeniami niemców - 3-ci pluton "Felek", II-ga kompania "Rudy" batalionu "Zośka". Przez 4 dni broniliśmy dostępu niemcom do tej szkoły nie wiedząc, że oni pomału zamykają koło do tej szkoły. I 11 sierpnia dotarła do nas łączniczka, która przyniosła rozkaz do dowódcy plutonu - Konrada Okólskiego, którego my nie znaliśmy. Wiem tylko, że ja na drugi dzień miałem karabin maszynowy...

Do mnie przybiegła ‘Hanka Biała’ dziewczyna lat 18, ładna. ‘Hanka Biała’ nazywała się Anna Zakrzewska. To Ona przybiegła do mnie:

„Świst zwijaj stanowisko bojowe i schodź na podwórko”.

Zszedłem. Okazuje się że tam już stali wszyscy, dowiedzieliśmy się od dowódcy że opuszczamy to stanowisko, szkołę zostawiamy, że musimy się cudem z tego miejsca wyrwać - to pamiętam jak to mówił. No i okazuje się, że On poprowadził nas między domami, podwórkami - do małej uliczki Kolskiej, gdzie pierwszy z innym kolegą tutaj dzisiaj będącym przeskoczył na drugą stronę ulicy, i w tym momencie kiedy przebiegał przez ulice dostał z lewej strony silny ostrzał karabinu maszynowego. A myśmy stali w budynku w bramie i ja wtedy zrozumiałem że wyjścia nie mamy. Jest nas 60-u, jeżeli do niego jednego strzelali, to co będzie jak wyjdzie 60-u tryskać? ‘Kuba’ przebiegł - szczęśliwie, ale za chwile stał na foszcie, cofnął się do takiej bramki - ta bramka już nie stoi, uniósł prawą rękę do góry i chciał coś do nas powiedzieć; prawdopodobnie: chodźcie, cofnijcie się - no nie wiem. I w tym momencie dostaje ostrzał w głowę - pada.
 



Między nami jest Jego dziewczyna Irenka, studentka tajnych kompletów medycyny, byłaby świetną lekarką! Niestety zakończyła życie w Powstaniu... Ona jak zobaczyła że Kuba upadł postrzelony, nie było siły żeby ją zatrzymać. Wyrwała się - ja pamiętam że ją trzymałem. Wyrwała się na siłę i młodzi przyjaciele do końca życia nie zapomnę biegnącej Irenki, szczęśliwie przebiegającej, ale na tą jezdnie tej ulicy opadały loki jej włosów z głowy ustrzelone karabinem maszynowym. Zobaczcie jakie szczęście miało to dziecko! Dobiegła do 'Kuby', wciągnęła Go głębiej w podwórze i klękła nad Nim. Jako sanitariuszka i studentka medycyny na trzecim roku to Ona już rozumiała co znaczy śmierć! Żegnała w tej chwili, nigdy znowu nie zapomnę Jej twarzy oblepionej krwią, ucałowała 'Kubę' i machnęła rączkami. To dowód że straciliśmy dowódcę plutonu...
A tutaj nas 60-u czeka w tej bramie, co teraz dalej... Dziewczęta płaczą, chłopcy są z płaczu zmarkotniali... No i na szczęście Jurek Gawin ps. 'Słoń', bohater spod Arsenału; ostrzeliwał Niemców z karabinu i z pistoletu maszynowego, On wrzasnął do nas:

„Wracamy spowrotem na stanowiska do szkoły!”

Wróciliśmy, i na podwórzu dowiadujemy się dopiero od 'Słonia':

„Słuchajcie nie mamy wyjścia, z wszystkich stron otoczyli nas Niemcy, wszystkich zwalniam, ratujcie się każdy na swoją rękę!”

I pamiętam że jak się ta szkoła kończyła - dziedziniec szkolny, stały takie sążnie drzewa, metrowe takie do palenia w piecu. Dobiegłem do tych sążni i popatrzyłem na przestrzeń otwartą, dojrzałem szkołę do której mamy przebiec, ale dzieli nas kartoflane pole. No myślę sobie jedyny ratunek - paść w te kartofle, przytulić się do ziemi i tylko tak. No i przez taką siatkę, przez parkan się wydostałem.
Dzieci! Nigdy nie zapomnę: Gorąca modlitwa do Matki Bożej Nieustającej Pomocy! Mamo pomóż bo ja chcę żyć! Mam 21 lat. I postanawiam to kartoflisko przeczołgać, czołgam dołem ręce, rękawy zawinięte, na plecach plecak, dwa magazyny amunicji to jest około 60 pocisków i karabin maszynowy. I ja chce z tym wszystkim wydostać się. Na tym polu - chciałem zrezygnować rzucić ten karabin maszynowy, tak mi przeszkadzał, ciężki był. Ale pomyślałem: „żołnierz broni nie rzuca!”. I tam odciąłem plecaczek...
Pomyślcie dzieci kochane do Was kieruję te słowa głownie, jak czołgałem się przez to kartoflisko...


- Czołem cześć Józku kochany przyjacielu, żołnierz Batalionu Parasol na służbie!


- Czołem!
- ...i mój najlepszy przyjaciel!
- Razem siedzieliśmy w straszliwych warunkach w więzieniu - we Wronkach... okropne rzeczy... jaki On był wspaniały dla nas!
- ...nie ...wspaniały - a jaki może być człowiek za kratami
- w 52 roku kiedy do amnestii było jeszcze 4 lata mówił nam przez kolegów: ‘Słuchajcie Trzymajcie się! Na pewno przyjdzie wolność”. A tak się tęskniło strasznie za domem...
- i po 8 latach przyjeżdża major-prokurator, siada ze mną 2 godziny, mówi do mnie: ‘Panie Sieradzki...” a normalnie: „Ty bandyto!, Ty faszysto!”. Po 2 godzinach mówi: ’Wie Pan ja nie widzie powodu dlaczego Pan w więzieniu siedzi... To niech się pan zapyta tych co mnie tu posadzili. Bo Pan nic nie przewinił, Pan musi iść do domu... w czerwcu 56, a w listopadzie przyszły papierki, przyjechała Mama z Iłowa, przyjechała i zabrała synka do domu. Na 9 miesięcy do szpitala bo się Staszkowi oderwało płuco! Dostał odmy samoistnej, lewostronnej... ale skończę temat którym zacząłem - wiesz.



Przez to pole czołgam się, karabinem żal mi rzucić, ale myślę sobie - plecak, on i tak na plecach przeszkadza, nad tym kartofliskiem się tak buja ten plecak, i czuję że pod plecakiem mam mokro. Pod mundur, pod koszule wkładam rękę - nie jest czerwona, czyli nie jestem ranny, dlaczego jestem mokry? Aaaa to ten plecak, konserwy w plecaku postrzelone, trzeba go wywalić. Wywalam go. Przez to pole się przedostałem, nad głowami nad tymi kartoflami syczą pociski karabinowe i maszynówka. Od czasu do czasu pada 6 granatów, wyrzucanych granatnikami. I wiem że po każdych 6-u wybuchach jest przerwa i jak ta przerwa to wtedy szybko do góry, żeby przebywać. No i przez to pole czołgam się, czołgam i głową uderzyłem o coś twardego. Podnoszę hełm do góry: brązowe półbuciki, przybrudzone skarpeteczki, dziewczęce nóżki...


Podczołguje się z boku a to 'Hanka Biała', zabita na tym polu. Ta która mnie ściągała ze stanowiska! Dziewczynki Ona miała tylko 18 lat, i ja Ją na tym polu mam ratować? A Ona już jest chłodna... Po wojnie znalazła mnie Jej Mama - Irena Zakrzewska:

„Panie Sieradzki podobno Pan widział Anie zabitą...”

Tej Matce musiałem opowiedzieć - dzieci to straszne...
A miała Tatę majora-pilota, który bronił angielskich przestworzy, był w Anglii. Irenka razem z Mamą mieszkały w Warszawie. Mama została, Mamę musiałem żegnać nad grobem i tu 'Hania' leży... ma Swój grób pod brzozowym krzyżem.

I jeszcze jedną taką dziewczynę wam przypomnę miała lat 19, Stefania Grzeszczak - kochana dziewczyna, od nas z plutonu. A tak dorzucam, że u nas w plutonie na 68 osób było 15 dziewcząt - i żadna nie przeżyła Powstania - wszystkie zostały zabite!
Niezwykle ofiarne, ach Boże jak ja sobie przypomnę te dziewczyny nasze... No i ta 'Stefa', jak się skończyły walki na Starym Mieście, zapadła decyzja że część przechodzi kanałami - ja należałem do tych szczęśliwców, bo leżałem ciężko ranny w szpitalu - ale nogi były na chodzie, wobec tego dr 'Brom' zezwolił i dowódca mówi:

„Świst wyprowadzisz rannych kanałami do Śródmieścia, ale tylko takich którzy o własnych siłach do kanału wejdą”

Przeprowadziłem 63 osoby! Ale część naszych chłopców pod dowództwem Andrzeja Romockiego - 'Andrzeja Morro' przedostawała się wierzchem z Banku Polskiego przy ulicy Bielańskiej, przez zabudowania przy Senatorskiej, Ogród Saski przeszła do Śródmieścia. I wtedy właśnie zginęła przy tym przebiciu 'Irka', ta która żegnała zabitego Kubę , i wtedy postrzelana została w prawą rączkę Stefania Grzeszczak - 'Stefa'.

Odwiedziła swoją Mamę i Ojca jeszcze wtedy w Śródmieściu przy ul. Próżnej. Mama jak zobaczyła córcię to powiedziała:

„Stefuniu nie pójdziesz, Ty masz ranę, masz postrzeloną rękę, zostań z nami, zostań ze mną!”

Zobaczcie jaka to dziewczyna była:

„Mamo chłopcy idą walczyć dalej - ja idę, jeszcze to zaklejmy, to się zaleczy - pójdę!”

I teraz walczymy po Śródmieściu na Czerniakowie, ja jestem ranny - nie strzelam z prawej ręki, bo mam odłamki w ręku, ale obserwuję niemieckie pozycje na ul. Wilanowskiej. I w pewnym momencie słuchajcie, takie słyszę: „yyy...”, „yyyy...” - jęk. To schowałem się za ścianę na tym okienku, bo to w łazience było, i patrzę i widzę że 'Stefa' leży na podwórzu, główkę unosi do góry „yyy...”.
Zbiegam z drugiego pietra na dół, krzyczę do chłopaków: „Ratować Stefę”. Stefa już widzi, że my się zbieramy, niemcy nie dopuszczają nas do niej, kto coś chce wysunąć - nie ma! I wyobraźcie sobie, któryś z naszych chłopaków, mądry był - chyba Jurek Zastawny - drut przygotował z haczykiem i po tej trawie do tej dziewczyny do spódniczki. Przypiął do spódniczki i zaczął ją wyciągać... Dzieci!

„Myśmy widzieli na własne oczy, jak tą dziewczynę niemcy zatłukli na tym drucie! 19 lat!
 



Tak... niemcy... Chociaż dzisiaj wam powiem dzieci, że tu nad kwaterą moich poległych dziewcząt i chłopców, byli kiedyś harcerze z Vilhenshafen, a więc z miasta które gen. Maczek wyzwalał - w niemczech. Przyjechał z nimi drużynowy - kapitan marynarki wojennej, rok 92-93 oprowadzałem tych harcerzy po Warszawie, opowiadałem. Przy pomniku Małego Powstańca ten Olgierd mówi: „Podobno u was jest cmentarz, na którym spoczywają polegli w Powstaniu harcerze?” Jest - moi koledzy. Stanislaus (Ich wollte dieser Gräber besuchen) - chciałbym te groby odwiedzić. I wtedy tych niemczaków tu przyprowadziłem, tak jak opowiadam wam teraz po polsku o 'Hani', o 'Stefie' tak opowiadałem tym niemcom. No ponieważ mi się przykro zrobiło, tak myślę sobie opowiadam i opowiadam, a Olgierd - kapitan marynarki wojennej, po wojnie! - mówi: „pozwól Stanislaw, że my się pomodlimy za poległych...” ponieważ znam język niemiecki i słyszałem jak mówili, jak się modlili to odszedłem tu między drzewa, żeby sobie spokojnie popłakać!

No i teraz posłuchajcie co dalej. To jest dzień 15-ty. 16-ego na Wilanowskiej leżę na balkonie na pierwszym piętrze, obserwuje most Poniatowskiego. I w pewnym momencie od mostu Poniatowskiego podjeżdżają trzy czołgi i rąbią w tą moją chałupę. I ja z tym balkonem spadam na chodnik, a na mnie wali się balkon z drugiego piętra, i tak się opiera o ścianę że ja pod ‘dachem’ leże.
I zobaczcie jakie to życie jest... gdyby nie koledzy to bym tam zdechł z głodu pod tym murem. Ale na następną noc Michalski, trzech kwatermistrzów naszego batalionu w nocy, na następną noc zebrał chłopaków wolnych od służby i mówi: „tam 'Świst' był na balkonie, ten balkon zwalił się. On tam gdzieś leży!” No i wykopują mnie spod tych gruzów, i teraz możecie sobie wyobrazić... ja leże pod tym gruzem i słyszę jak drapie ten gruz i mówią: „cholera go nie ma! Czy on żyje?” - tak te chłopaki gadają. A ja pod tym murem krzyczę: „żyję! ratujcie!” Wydobywają mnie z tego i jest wśród nich Żyd, którego wyzwoliliśmy na Gęsiówce.

Do 5 sierpnia był żydowski obóz i nasza armia - batalion Zośka, tych Żydów 350-ciu uwolnił. I jednym z tych Żydów był u nas w tej grupie Jakub Wiśnia.
Po wojnie jak studiowałem i pracowałem, pomiędzy pracą a studiami biegałem do takiej jadłodajni na Zielną coś zjeść. Drugi raz, trzeci płace za ten obiadek ileś tam groszy, ale którymś tam razem podchodzi do mnie starszy facet, on był starszy ode mnie - ten Jakub Wiśnia, ten który mnie ratował. Mówi: „Proszę pana, Pan jest 'Świst'!”. Ja mówię - tak, a skąd Pan wiesz? Ja Pana ratowałem na Czerniakowie spod balkonu. Skąd ja mogę wiedzieć? No tak - nazywam się Jakub Wiśnia. Ten człowiek - ten Żyd mnie karmił półtora roku za darmo u niego w tej jadłodajni! I jak się skończyły lata mojego przesiadywania w więzieniu, okazuje się że całe 8 lat mnie szukał. I po 8 latach jak wyszedłem na wolność on mnie znalazł: „Panie Świst, czy ja byłem Powstańcem czy nie?” Byłeś! To niech mi Pan załatwi uprawnienia... Dobra! Zrobię. Załatwiam mu te uprawnienia, a tu raz telefon - dzwoni jego żona:

- „Panie Sieradzki Jakub nie żyje!”
- Co się stało?
- Zawał serca...
- A co z pogrzebem?
- Na cmentarzu Żydowskim będzie pogrzeb.


W 83 roku, 20 lat temu... Wtedy ten pogrzeb, idę na ten pogrzeb z Antkiem Olszewskim, i tak do Antka mówię: „wiesz, szkoda, Żydek dobry był! Mnie pomagał, karmił mnie półtora roku... taki był bohaterski w Powstaniu!” A stały przede mną Żydówki i mówią:

- „Pan znał Jakuba?”
- znałem
- to niech Pan tu wszystkim powie, że On był Powstańcem!


Poszły tego rabina żydowskiego przeprosiły, że jest świadek bohaterstwa tego Żyda. I ja na tym żydowskim cmentarzu mówiłem...
Ja to się układało życie ludziom... ten przyprowadza niemieckie dzieci na grób, ten chowa Żyda na cmentarzu żydowskim...

Niedawno tutaj chowaliśmy Kazia Szejbala na panteonie. I tak się ładnie składa, że grób jego jest naprzeciw mojego grobu, będziemy drapać się nogami - przyszłego grobu...
A żyje nas 83-ech. Zmarło 179. Zastanawiacie się skąd ten 'Świst' taką pamięć ma? Bo 'Świst' jest 37 lat sekretarzem środowiska żołnierzy batalionu "Zośka"! Cokolwiek trzeba to do mnie, w tych palcach wszystko jest...

No i proszę was teraz wracamy jeszcze do 'Stefy', ja jestem ranny wykopany spod tego balkonu, leże w piwnicy Wilanowska 1. Lądują do nas na pomoc żołnierze tego wojska ludowego, chłopcy byli z wileńszczyzny, z lubelszczyzny, z wołynia... fajne chłopaki! I wchodzą do tej piwnicy gdzie my leżymy ranni. Kto z was chce płynąc przez Wisłę na drugą stronę? Ja mówię - ja chciałbym przepłynąć, ale ja mam nogi postrzelane i pocharatany jestem... to nic my Cię zaniesiemy nad Wisłę. Drzwi wyjęli z zawiasów, mnie na tych drzwiach położyli, wysypali na piasek nad Wisłą. Tu czekaj jak łodzie przyjdą z wojskiem to z powrotem będziesz odpływał. I przepłynąłem, było to 17 września, leżałem w szpitalu do 19 marca.

I żyje! A jak wyszedłem pierwszy raz z tego szpitala na przepustkę - 17 stycznia, jak niemców wypędzono z Warszawy. Myślę „Boże musze iść na Czerniaków” Tam gdzie leżałem w tym szpitalu... Przychodzę i wiecie co dzieci? Na tym podwóreczku ta zastrzelona 'Stefa' leży zasypana śniegiem! Nie było komu zrobić pogrzebu, nie można było - niemcy strzelali!
A 'Stefunia' od września do 17 stycznia leżała przysypana śniegiem... Ja Ją spod tego śniegu wygrzebałem, wciągnąłem do leja po bombie, nakryłem takimi drewniakami - okrąglakami. Na to nałożyłem gruzu, ustawiłem krzyż z desek: „Łączniczka 'Stefa'” Nazwisk nie znaliśmy podczas okupacji... Łączniczka 'Stefa'... I teraz sobie wyobraźcie Mama Jej przeżyła, po wojnie chodzi tam - szuka, bo wie że 'Stefunia' poszła tam walczyć. Pyta się jakiejś kobiety, ta mówi: „wie Pani jakaś łączniczka 'Stefa', tu w dole spoczywa”. I ta Matka znajduje córkę! I znajduje mnie, dzieci... Powiem wam więcej dzieci, dzisiaj mówiłem do tego telewizora... kiedyś przyszedłem na grób Janka Rudego z Jego Mamą - Panią Bytnarową - 6 maja 1985, Jego imieniny były. I ta Mama tak patrzy na tą tabliczkę, na tabliczkę męża zamordowanego przez niemców, i Mama zaczyna płakać. Ja też nie wytrzymałem, też płakałem jak dzieciak.
I Mamę tak jakby trząsneło, przestała płakać, mówi:

„Synku dlaczego Ty płaczesz?”

Ja mówię, bo jest mi przykro, że ja nie leże razem z Nimi... I ta Matka mi wtedy powiedziała:

„Synu, przeżyłeś żeby młodym mówić to co Ty widziałeś na własne oczy”

i dlatego siedzę, chociaż jestem po rozruszniku, siedzę i mówię do was... żebyście wiedzieli...

Dzisiaj mnie pyta z telewizji pani:

„A czy to Powstanie to było potrzebne?”

Ja mówię:

"kochana, jeżeli myśmy 5 lat cierpieli pod okupacją, ja widziałem egzekucję ludzi - czterdziestu rozstrzelanych na ulicy, bezbronnych, złapani na ulicy, stawiani pod ścianą i zastrzeleni... Po co? Za co?
Potem przed Powstaniem afisze na Warszawie:

„100.000 chłopów - mężczyzn, zbiórka tu i tu, będziemy kopali okopy przeciw sowietom”.

Od Rembertowa do Miłosnej - tam mieliśmy kopać okopy. Jakbyśmy tam pojechali - my warszawiacy - to mielibyśmy szczęście? Artyleria ruska strzelała! Dostalibyśmy w tych okopach...
To ja wolałem iść i walczyć o Warszawę, niż zdychać w okopach!
Ja na własne oczy widziałem jak niemcy 40-stu ludzi rozstrzelali, w tym były 3 kobiety. Wszystkim zalepili taśmą usta, bo niektórzy wołali - krzyczeli: „Niech żyję Polska!
To niemców bolało - to zalepiali usta... Ja widziałem jak tych 40-stu ludzi padło - róg ....skiej i Grójeckiej. No i okazuje się, że rąbali i nie wszystkich zastrzelili, to pan oficer niemiecki chodził nad trupami. Kopał nogą po głowie, zobaczył że mruga przystawiał pistolet i strzelał!
I myśmy mieliśmy na to tak patrzeć?!

Tutaj jest pytanie czy znałem księdza o pseudonimie Ojciec Paweł? To był naczelny kapelan zgrupowania Armii Krajowej "Radosław". Szczególnie lepił się do nas, do harcerzy przy batalionie "Zośka". Pomyślcie sobie, że wszędzie Go pełno w czasie Powstania, wszędzie nas pilnuje. Czerniaków pada 23 września, a Ojciec Paweł mówi dobrze po niemiecku - urodził się w Hamburgu - po niemiecku gada i do niemców: „Ich nechten mit oficeren sprechen” - dajcie oficera, bo chce pogadać. Przychodzi oficer, ksiądz mówi:

„my jesteśmy kombatantami, co wy z nami będziecie robić?”

Idziecie do niewoli...

Nasze dziewczęta wierzyły, że ksiądz wyprowadzi to wszystko. Niemcy wyprowadzili ich do św. Wojciecha na Woli, tam byli wszyscy przesłuchiwani, i była przesłuchiwana taka dziewczynka od nas, 16 lat miała Hania Niżyńska - 'Krysia Zakurzona'. 16 lat dzieci! Wiecie dlaczego się na niej mścili, bo miała tą niemiecką panterkę - w takie ciapki mundur.

„Zamordowałaś niemca i masz mundur”.

Tą dziewczynę najpierw skrzywdzili w sposób fatalny, leżący i potem zabili.
I Ona leży na cmentarzu „Polegli a niepokonani”.

A ja zajmowałem się Matką, jej Mama została przy życiu, ojca Pana majora - w styczniu 1945 roku zamordowali sowieci. Mama została sama, bo córka nie wróciła z Powstania. I ta Matka ciągle wierzyła, że żyje... A ja przychodziłem kupować mąkę, mleko tej Matce - niedaleko mnie mieszkała.

I wyobraźcie sobie, jakieś 15 lat temu przychodzi pielęgniarka ze szpitala:

„Pana Sieradzkiego szukam... Szuka Pana chora w szpitalu. Niech Pan zaraz jedzie do szpitala na oddział wewnętrzny”.

Jadę, i pytam się pielęgniarek: „Kto mnie tu prosił?”. A tu leży Pani Helena Niżyńska i Ona płacze, nic nie widzi i Pana prosi.

Wiecie co? Samiutka, robiła sobie zupkę wieczorem, gotowała krupnik i zasnęła. Krupnik się gotował zalał gaz, a gaz leciał. Mama się w nocy obudziła, zapala zapałkę - wybuch gazu! I tą Matkę rzuciło na podłogę, spaliła całą twarz... 3 dni żyła w tym szpitalu.

Tak zawsze mówiła: „Synku powiedz mi o Hani”. W każdym razie Hania ta 'Krysia Zakurzona' wtedy z księdzem wyszła... Ksiądz dostał się do niewoli, co to znaczy język niemiecki - dobrze mówił, więc dostał się do niewoli. Przeżył wojnę, po wojnie był w Anglii duszpasterzem harcerstwa polskiego. Przedostał się do Watykanu, doczekał się polskiego Papieża.

W roku 1994 wrócił do kraju, żył w klasztorze Ojców Jezuitów na Rakowieckiej, tam Go odwiedzałem z harcerzami, sztandar nam młudzki poświęcił. I raz byłem u niego i dowiaduje się ze ksiądz nie kontaktuje... Ale mówię: „chciałbym chociaż popatrzyć na księdza”. Zaprowadzono mnie do łóżka, a za parę dni umarł. Spoczywa na cmentarzu powązkowskim tym starym, i nad grobem ja Go żegnałem. Jakaż piękna postać...

... mogę wypić? Wiecie dlaczego? Od gadania mi w gębie zaschło!

Dzieci, młodzi, przyjaciele, siostry i bracia... Ja w każdym widzę bliźniego, w każdym. A za siostrę, czy za brata uważam każdą inną harcerkę i każdego innego harcerza. Chociaż stary i siwy, chociaż mu w kolanach on piorun udaje ciągle pasikonika!
A jestem po włączeniu stymulatorka, dwa tygodnie temu... 82 to wystarczy... To oni muszą mieć chlebek! Pielęgniarki muszą lepiej zarabiać! Ten tam na fotelu zarabia 40.000 a pielęgniarka 600 zł. I pielęgniarka mi robi zastrzyki za 600 zł, a tamten śpi w fotelu w sejmie i ma 40.000. To tak na marginesie chciałem dopowiedzieć... Teraz odpowiem na każde pytanie... ale najpierw młodzi, nie wyglądasz na młodego bracie... Jakie macie pytania? Zastanówcie się bo może czegoś nie dopowiedziałem, albo może się chcecie czegoś więcej dowiedzieć.

Powiem wam jak zginął mój dowódca kompanii 'Andrzej Morro'. 'Andrzej Morro' dowodził naszą kompanią na Woli, Muranowie, Starym Mieście, w Śródmieściu i na Czerniakowie. 15 września dowiadujemy się że zza Wisły ląduje Wojsko Polskie, Andrzej ustawia nas nad Wisłą żeby zrobić czysto. Pamiętam że wtedy nie strzelałem, nie mogłem strzelać bo ręka była sztywna. Ale szedłem tam z chłopakami, żeby to wybrzeże oczyścić dla lądowania. Wyobraźcie sobie słyszymy nad Wisłą już po naszej stronie - rano: „Polaki kuda wy? No rosjanie, a chłopaki mówią: „przez lornetki widzimy że mają polskie czapki. Krzyczcie do nich po polsku”. No to chłopaki krzyczą po polsku, to oni mówią: „wy macie niemieckie mundury, my wam nie wierzymy!”. No i wtedy 'Andrzej Morro' zza takiego budynku wychodzi, i z mostu Poniatowskiego pada seria...
Andrzej dostaje w samo serce. Pada przy tym domku, chłopaki Go wciągają do domku, nasze dziewczyny - jedna z nich żyje - zbadała: „Andrzej nie żyje! Skończył życie”.

Tam Go wtedy pochowaliśmy przy kościele... Po wojnie Mama Jego została sama, bo miała dwóch synów: Janek miał lat 19 - zginął w Powstaniu, a Andrzej miał lat 21. A męża - Pan Paweł Romocki - został zagnieciony przez ciężarówkę niemiecką w 40-tym roku, na ulicy Filtrowej. Szedł chodnikiem i pijany niemiec wwalił się samochodem i zadusił Pana Romockiego. I Mama chowała dwóch synów. Nie płakała jak szli na Powstanie!
 

'Morro'  'Bonawentura'

Dowiedziała się tylko od chłopców gdzie jest Janek. Janek był zawalony ścianą szpitala na Miodowej, tam chłopaki Mamę zaprowadzili - pokazali, i wygrzebany ma swój grób. A Andrzej był pochowany przy kościele, i my żyjący postanowiliśmy ładnie Go pochować z wojskiem, z trąbką, na lawecie armatniej... ale władza ludowa nam nie pozwoliła - kwiecień-maj ’45. Maj, już niemców nie było. No to postanowiliśmy poczekać. W październiku ponowne starania, mamy zgodę. I wtedy ta Mama doczekała się wydobycia trumny. Teraz sobie pomyślcie dzieci co ja przeżywam, ja wiem gdzie On leży.
Ta Mama chodzi koło mnie:

„synu, dajcie mi to ciało synka! Dajcie! Gdzie ten Andrzej?”.

A ja widzę że spod ziemi wystaje czubek gumowego buta, i ta Mama tego nie zauważyła. Płakała, płakała - i mówię:

„Mamo stoimy nad Andrzejem”.

I pokazałem ten but, to ta Mama uklękła i ten but całowała. Wykopaliśmy Go, był pochowany w skrzyni, obok stała czysta trumna ładna. I tu mi się przydarza nieszczęście. Jak go z tej skrzyni przenosiliśmy do trumny, głowa już jak leżała przeszło rok w ziemi - oderwała się i spadła na ziemię! Och dzieci jakie to straszne! Wtedy się rozpłakałem, Mama mówi: ”synu przecież tego nie chciałeś, połóż główkę tutaj!”.
Z Czerniakowa nieśliśmy trumnę na plecach nad Wisłą, na Stare Miasto i przynieśliśmy tutaj do grobu - ma swój grób!

Janek Romocki miał lat 17 kiedy napisał wiersz. Napisał ten wiersz w czerwcu w 42 roku, w czasie wojny, dwa lata po śmierci Taty - zagniecionego tym samochodem. Napisał ten wiersz i po wojnie Mama samotna pracowała w kościele św. Michała na Mokotowie. I przyjaźniła się z księdzem kardynałem Wyszyńskim, i temu księdzu dała ten wiersz napisany przez Janka - 17-sto letniego chłopca.
Zobaczcie, co pisał w dwa lata po śmierci Taty:

„Od wojny, nędzy i od głodu
Sponiewieranej krwi narodu
Od łez wylanych obłąkanie
Uchroń nas Panie

Od niepewności każdej nocy
Od rozpaczliwej rąk niemocy
Od lęku przed tym co nastanie
Uchroń nas Panie

Od bomb, granatów i pożogi
I gorszej jeszcze w sercu trwogi
Od trwogi strasznej jak konanie
Uchroń nas Panie

Od rezygnacji w dobie klęski
Lecz i od pychy - w dzień zwycięski
Od krzywd - lecz i od zemsty za nie
Uchroń nas Panie

Uchroń od zła i nienawiści
Niechaj się odwet nasz nie ziści
Na przebaczenie im przeczyste
Wlej w nas moc Chryste”


W dwa lata po śmierci Taty prosił Boga żeby przebaczyć niemcom. Wszystko powiedziałem dzieci! Takich miałem kolegów i przyjaciół...

A znał Pan Krzysztofa Kamila Baczyńskiego?

Poznałem Go w maju... byliśmy pod Wyszkowem w lesie, ja wtedy pojechałem gościnnie z plutonem "Alek" właśnie na takie ćwiczenia do Wyszkowa...
A Krzysio był kochany chłopak, ja nigdy nie zapomnę jak w okopach kopaliśmy bunkier - taki schowek na nasz majątek partyzancki. No i on bierze się do łopaty i chce kopać, a chłopaki mówią:

„Krzysztof - Ty będziesz stał nad tym dołem i mów nam swoje wiersze”.

A ja wtedy nie wiedziałem, że On tyle wierszy napisał, nie wiedziałem że to jest poeta! No więc proszę Was, ja kopałem w tym dole, przychodzi 'Stefa', ta o której mówiłem - 'Stefa' z wodą. No i podaje mi ta 'Stefa' ten kubek - aluminiowy - pamiętam!

„Świst bo Ty kopiesz to może napijesz się wody”.

Ja mówię:

"Nie, ten niech się napije bo Jemu w gębie zaschło - cały czas wiersze mówi.

I ja temu Krzysiowi podaje tan kubek, wziął ode mnie ten kubek, przystawił do ust. Ja patrzę że Mu tak grdyka tak chodzi, tak połyka tą wodę. Dobrze chłopaku! Tyle żeś się nagadał wypij. A On skończył, mówi: „Reszta dla Ciebie Staszek”. I podaje mi ten kubek do tego rowu, ja w górze nie widzę wyciągam rękę biorę ten kubek. A On z kubka nic nie wypił! Wszystko mi oddał - tylko tak udawał że pije.

Na Powstanie warszawskie nie jest w batalionie "Zośka", bo 'Andrzej Romocki' - dowódca kompanii, wiedząc że to jest wielki poeta polski, chciał Go dla Polski uchować. I mam ten rozkaz, w którym 'Andrzej Morro' pisze:

„Zwalniam 'Krzysia Zielińskiego' - taki miał pseudonim - od obowiązków szturmowca, i powierzam mu obowiązki oficera oświatowego kompanii”.

Krzysztof jak się o tym dowiedział to się obraził: „co ja? Politruk? Ja musze walczyć!” A walczył w wielu akcjach. I wtedy On poprosił o zwolnienie z batalionu i dostał przeniesiony do batalionu "Parasol". Tam został zastępcą dowódcy plutonu, a gdy Powstanie wybuchło z czterem chłopcami nie doszedł do batalionu na Woli. Ponieważ niemcy na placu Teatralnym Go okrążyli i nie miał wyjścia - musiał walczyć w Śródmieściu. Wstąpił do oddziału Armii Krajowej "Gozdawa".

I tam 4 sierpnia - czwartego dnia Powstania - na stanowisku bojowym niedaleko pałacu Blanka, niemiec Go wypatrzył... strzał w głowę - zginął na miejscu! I jest tutaj Jego grób...



I na tym kończę.

Byłem normalnym człowiekiem, który KOCHAŁ, STRZELAŁ I SIĘ UCZYŁ!
Słyszysz Bracie? Dzisiaj 82, i udaje pasikonika - a w kolanach mu dalej strzyka.

Dziękuje Wam serdecznie wszystkim kochani!

Czuwaj!

Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw(...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura