Podejrzewam, że w obecną kabałę prezydent Gruzji mógł zostać jakimś sposobem wciągniety / zachęcony przez rosyjskie służby (wszak to fachowcy nie lada!). Mogły one łudzić Gruzinów, że na siłowe "przywrócenie konstytucyjnego porządku" w zbuntowanej Osetii Rosja zareaguje dyplomatycznymi i gospodarczymi retorsjami, ale nie militarną i tak zdecydowaną kontrakcją.
"Dogadanie się" rosyjsko-chińskie w sprawie spornych wysp na granicznej rzece Amur i niebywale rzadka rosyjska rezygnacja ze swojego skrawka ziemi ( kontrastująca z twardym uporem w temacie Wysp Kurylskich ) wydaje mi się nieprzypadkowa. Wcześniejsze manewry Armii Rosyjskiej na Kaukazie również.
Analogie do dagestanskiego rajdu Szamila Basajewa jesienią 1999 roku będącego idealnie na rękę Władimirowi Władimirowiczowi ( same wybuchy w Wołgodońsku i Moskwie nie byłyby godnym pretekstem do rozpoczęcia II wojny czeczeńskiej) nasuwają się same.
Prezydent Szaakaszwili mając słabnące poparcie swych rodaków, fatalną sytuację gospodarczą w kraju i łudząc się , że USA okażą wdzięczność za gruzinskie poparcie w Iraku i proNATOwski kurs, zaryzykował bardzo dużo, grając va banque nie tylko swoją władzą, ale i przyszłością państwa i regionu.
Niewątpliwie konflikt tam i agresywne działania Rosji ułatwią zwycięstwo Mc Caina w listopadowych wyborach. Oby tylko Gruzini nie pluli sobie w twarz, że pośpieszyli się z próbą zjednoczenia swojego wielkiego Sakartwalo. Za następcy Busha pewnie dostaliby większą od USA pomoc. Ja w ogóle nie rozumiem, jak mógł Szaakaszwili bez amerykańskiego poparcia tak sprowokować Rosję, która po uporaniu się z Czeczenami miała swobodne ręcę do przeprowadzenia "akcji humanitarnej niosącej pokój i ratunek zaatakowanemu narodowi" -jak podają rosyjskie SMI. Dziwi mnie bardzo słabość gruzińskiej armii i słaby duch obrony wsród rezerwistów.
Poza energicznymi dyplomatycznymi inicjatywami prezydenta Kaczynskiego, Polska nie pomagała Gruzji w zniwelowaniu straszliwych skutków trwającego od kilku lat rosyjskiego embarga na najważniejsze gruzinskie produkty exportowe: leczniczej wody mineralnej i wina. Średnia cena detaliczna tego ostatniego (np. "Chwanczkara", "Kirmandzauli") była w naszym kraju ( "najbliższym sojuszniku" )trzykrotnie wyższa od ceny w Rosji sprzed embarga, a znakomitej wody "Borżomi" poza rosyjskimi i kaukaskimi restauracjami nad Wisłą nie uświadczysz. Dlatego świetne wina gruzinskie przegrały na naszym rynku konkurencję z tanimi bułgarskimi i markowymi francuskimi. Proponowałbym pomoc naszemu sojusznikowi przez kupowanie jego produktów, ale rządzący powinni ułatwić naszą dobrą wolę przez obniżenie zaporowych stawek importowych.